aaa4
Dołączył: 30 Sie 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Gdyby nawet nim byl, Eddiemu nie robilo to zadnej roznicy.
-Hej, Bob, jestes glodny? - zapytal.
-Nie.
Pasazer wyprostowal sie, ale nie spojrzal na niego.
-Jestes z tych stron?
-Jakich stron?
-Utah, Kolorado.
Hej, dobrze sie czujesz?
-Ja... tak, dobrze.
-No, nie wygladasz najlepiej.
Czy moge spytac, jak sie nazywasz?
Bob wpatrywal sie w ciemnosc.
-Nie wiem - odparl.
-Jak chcesz - powiedzial Garcia.
Przez jakis czas pocieral sobie szczecine na brodzie.
-Sluchaj - rzekl w koncu - wyjasnijmy to sobie.
Zabralem cie, bo byles na srodku pustyni i wygladalo na to, ze trzeba [link widoczny dla zalogowanych]
cie podrzucic, a ja potrzebowalem towarzystwa. Nie jestem z tych, co pchaja sie z butami w czyjes zycie. Gowno mnie obchodzi, przed kim uciekasz i w co sie wpakowales. Sam kiedys siedzialem. Jesli cie o cos pytam, to dlatego, ze chce sobie pogadac albo pomoc ci, jezeli jestes chory. Kapujesz?
-Tak.
Kierowca spojrzal na niego z troska.
-Naprawde nie wiesz, jak sie [link widoczny dla zalogowanych]
nazywasz?
North... Shollander... Trainor... Brikowski... Enders... Pullman...
Scott Enders zmruzyl ciemne oczy, usilujac wybrac jedno z wielu nazwisk, jakie klebily sie w jego glowie.
|
|